<tabber> |-|
Okładka =
|-| Strona 1 = {| |
8 ={| 9 ={| 10 =
Spis treści
5 =
6 =
7 ={| | |||||||||||||||||||||||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
| |||||||||||||||||||||||||||||||||||
| |||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
Bieg i strach | ||
---|---|---|
Ciemnym korytarzem dysząc biegł młody mężczyzna, stawiając bose stopy na kamiennej i zimnej podłodze nieznanych pomieszczeń, w których to znalazł się nie wiedząc jakim sposobem. Niekiedy wbiegał w promienie księżycowego światła rzucanego przez okienne otwory i wtedy jego twarz wymalowaną przerażeniem spowijała srebrna poświata. Cały dygocząc oparł się na chwilę o ścianę, białą, choć w ciemności nocy wyglądała ona na szarą. Był bardzo zmęczony i czuł, że zaraz omdleje, pozostawiając siebie bezbronnym, ale na walkę i tak nie miał siły. Sapał szybkim tempem, a przy każdym oddechu słychać było świszczący i suchy dźwięk, wydobywający się z jego gardła. Klatka piersiowa nie przyodziana w żadne ubranie, jak szalona unosiła się i opadała. Gdy nie był zajęty ucieczką na złamanie karku, do głowy zaczęły mu napływać myśli i pytania w nieskładnym wzorze. Gdzie jest? Jak się tu znalazł? Dlaczego? To tylko niektóre z pytań wyłaniających się mętlika niespokojnego umysłu. Jedyną rzecz jaką sobie przypominał to to, że pełnił służbę na okręcie, pierwszą w swoim życiu, bo zazwyczaj pracował przy wyładunku w porcie Pelargir. Gdy próbował sobie poukładać chaotyczne myśli, usłyszał donośne kroki dochodzące z głębi korytarza, a w oddali zdołał dostrzec pomarańczową poświatę ognia pochodni. Zupełnie nie wiedział co ma robić, a serce jeszcze bardziej przyspieszyło rytmu. Gorączkowo rozejrzał się wokół siebie i dostrzegł zaciemnioną wnęke, w której stała stara drewniana skrzynia. Instynktownie rzucił się w jej kierunku, boleśnie uderzając przy tym w palce u prawej stopy i skulił się za skrzynią. Kroki były coraz wyraźniejsze i dał się słyszeć czyiś głos. Mężczyzna wyjrzał poza kontur skrzyni i zobaczył jak korytarzem przbiegło kilka postaci ubranych w czarne szaty z kapturami i pochodniami w rękach. - Znajdźcie go! Nie mógł uciec daleko. - powiedział męski głos, po czym ucichł. "Szukają mnie!" - pomyślał mężczyzna trzęsąc się nie z zimna, lecz ze strachu, choć w głebi ducha cieszył się niezmiernie, iż zdołał się ukryć. "Muszę się stąd wydostać i to szybko". Wstał i wyszedł z zaułka, po czym podszedł do małego okna. Spostrzegł, iż piętro pod nim znajduje się ganek, z którego schody prowadzą na otwartą, nieznaną przestrzeń. Udał się ostrożnie na koniec korytarza, wyjrzał podejrzanie przez róg i oczom ukazały mu się kręte schody prowadzące na dół. Złowieszcze echo odbijało jego lekkie stąpnięcia, wbiegł na schody i pognał w dół. Gdy był na dole, wpadł na kolejny korytarz, który z lewej strony od mężyczyzny posiadał otwarte, mahoniowe drzwi. Wziął głęboki oddech i najszybciej jak potrafił przebiegł mroczny korytarz i wyskoczył na ganek. Ktoś chyba go zauważył, bo mężczyzna usłyszał ludzki głos. Zeskoczył z niskiego podwyższenia i wylądował w zaroślach, które zamortyzowały upadek. Łapiąc się z bólu za łokieć, który obił przy spadaniu, zobaczył jak na ganku pojawia się czarna postać. Spowita była w cimną szatę z kaputuerm, która skutecznie zasłaniała twarz dodając postaci aury złowrogości. W rękach postaci znajdował się krótki sztylet, błyszczący w świetle gwiazd. Osoba rozglądała się przez krótka chwilę, po czym udałą się do środka patrząc wciąż w krajobraz, tak jakby spodziewałą się wypatrzyć nocnego intruza. Odpuściła jednak i zamknęła za sobą drewniane drzwi. Mężczyzna leżał przez dłuższą chwilę w zaroślach, dając sobie odpocząć. Po uspokojeniu oddechu, wstał i potykając się uciekł w otaczający go gąszcz roślinności. Jego półnagie ciało muskała lekka bryza, przypominającu mu tą, gdy pracował w porcie. Pomyślał, że musi znajdować się blisko morza lub oceanu. Przedzierał się przez dzikie zarośla aż do nastania bladego świtu. Dotarł wreszcie nad skraj gąszczu, a jego bose stopy zanużyły się w złotawym piasku. Przed jego obliczem ukazały mu się ciemnoniebieskie wody oceanu, łagodnego, roztaczającego po swej tafli spokojne fale. Usiadł nad brzegiem i zaczął mówić sam do siebie: - Gdzie jest statek, na którym służyłem oraz jego załoga? Czyżby w nocy złapał nas sztorm, a ja uderzony czymś zemdlałem i straciłem przytomność, a statek ugrzązł na mieliźnie? A może co gorsze się rozbił? Lecz jeśli tak to musiałbym leżeć na brzegu lub martwy dryfować w bezkresnym oceanie, jednak ci ludzie którzy mnie ścigali i te kamienne korytarze... Muszę znaleźć choćby ślad potwierdzający moje przypuszczenia. Nie ruszę nigdzie jednak póki czegoś nie zjem. Zerwał kilka dorodnych owoców rosnących na krzewach przy skraju puszczy, po czym ruszył wzdłuż lini brzegu, mając nadzieję, że odnajdzie ratunek. Chwilę po tym jak wyruszył, zobaczył na niebie kłęby slomistego dymu, który unosił się ponad lądem. Mężczyzna nie wiedział dlaczego, ale na ten widok ciarki przeszyły mu plecy, a włos zjeżył się na przepoconej głowie... | ||
|